Za nami trzy spotkania z Piotrem Hanusiakiem czyli w sumie 4,5 godziny wspólnych zmagań z niesfornymi piłeczkami. Z jednej strony, to wystarczająco dużo, żeby przy odrobinie cierpliwości nauczyć się podstaw żonglowania trzema piłeczkami i złapać kuglarskiego bakcyla. Ale z drugiej, zdecydowanie za mało, bo kiedy coś już zaczyna wychodzić, to zaraz chciałoby się dojść do pięciu, dziesięciu, dwudziestu, pięćdziesięciu i kto wie, ilu jeszcze przerzutów. Można wprawdzie ćwiczyć samemu w domu, ale pod okiem mistrza na pewno łatwiej osiągnąć postęp. Dlatego myślimy o uruchomieniu stałych zajęć dla kuglarzy, choć nic nie obiecujemy.