Koba/Stalin – gorzki smak rewolucyjnej przyjaźni.
Jak mówi gruzińskie powiedzenie: „Zabić przyjaciela to większa zbrodnia niż zabić brata”. To jedno zdanie mówi wszystko o Stalinie – rodowitym Gruzinie – który w imię niepodzielnej władzy pozbył się prawie wszystkich swoich towarzyszy z czasów rewolucji. Monodram, który zobaczyliśmy w czwartek na deskach Teatru Starego to opowieść jednego z nich.
Aleksander Rubinovas pokazał nam dramat człowieka zmielonego przez młyn historii. Dramat człowieka upodlonego, bo jak inaczej można nazwać przyjaźń podszytą strachem, psią wierność, która trwa mimo głębokich ran zadanych przez Pana i Władcę? Jak może się czuć człowiek przywrócony do łask po latach męki i odrzucenia, słuchając pieśni na cześć dawnych towarzyszy, śpiewanej przez tyrana, który ich skazał na śmierć? Wyrazista, ale pełna wyczucia i głęboko autentyczna gra aktorska oraz kilka prostych rekwizytów i precyzyjnie dobrane światła – to wystarczyło, by zapewnić widzom garść wzruszeń, których wszyscy szukamy w teatrze. I poczucie ulgi, że pewną epokę mamy już za sobą, oby bezpowrotnie.